Jellal wszedł do lokum, nie miał nawet ochoty rozglądać się po nim i takowym krokiem z zamkniętymi oczami rękoma w kieszeniach i ciesząc michę zaczął taranować pobliski stolik i ludzi siedzących przy nim, tak iż po chwili znalazł się przy ladzie baru. Nie wiele myśląc usiadł na wygodnym stoliku i wypowiedział coś co w barze chyba było dość rzadko słyszane:
- Sernik kokosowy i piwo, po czym oparł się jedną ręką o ladę i czekał na zamówienie.

Chłopak uśmiechnął się gdy tylko usłyszał znajomy mu głos członkini komitetu.
- Alonse, co tu robisz? Gdzie twoje dwie kocie przyjaciółki?, spytał z lekkim zaciekawieniem brunet. Oczywiście gówno go to interesowało, ale musiał się czymś zająć w oczekiwaniu na zamówienie, a zadziorna dziewczyna była w sam raz.
- Widzę, że zamówiłaś ostry trunek, zaśmiał się lekko. Nie pij za dużo bo będzie kac. Oczywiście wszystko było jak najbardziej spontaniczne i nie chodziło mu wyłącznie o to, aby rozzłościć czerwonowłosą.

- Dobrze wiesz że nie cierpię alkoholu - powiedziała nawet się uśmiechając wiedziała że chce ją sprowokować ale niezbyt dobrze mu ten stert podszedł. Zignorowała też retoryczne pytanie o kocich-przyjaciółkach ale oczywiście nie pozostała mu dłużna - A ty co zamawiasz jedzonka dla psów, nie wiem czy one lubią smak kokosa - to mówiąc wprawiła w delikatny ruch słomki stające obok w kubku był to dość leniwy ruch więc nie zwracał uwagi reszty klienteli a Jellal'owi dawał jasny przekaz "Chcesz by twój sernik znalazł się na podłodze".

Dobrze wiedział, że komitet lubi się trochę poprowokować nawzajem. No bo co to za komitet, który nie umie się kłócić? No właśnie, żaden. Oni często mieli różne przepychanki słowne i inne spojrzenia na niektóre sprawy, no ale dalej są jedną drużyną, więc wiadomo, że loffciają się jak gimbusy. Przemył kilka szklanek, po czym zaczął ja polerować. Przy okazji wydał kilka drinków i zwykłych napojów dla klientów, którzy coraz to liczniej zjawiali się w barze. A tak naprawdę, to olał Jellala, gdyż w barze serników raczej nie serwują, a co dopiero kokosowych. Chłopak dobrze o tym wiedział i to chyba była tylko mała nadzieja, że jednak ten bar jest tak zjebany jak jego nazwa i serwują w nim ciasta.
- Dobra, skoro tu jesteście to możemy pogadać o pewnej sprawie. Mianowicie, kto z was jest gotowy na to, aby udać się w roli kapitana na misję z jakimiś gówniarzami? Reborn mówił, że mam z wami o tym pogadać... - zrobił dwa drinki i podał jeden najpierw Jellalowi, potem Alonse. W stronę dziewczyny powędrował napój alkoholowy zrobiony przez niego, a wraz z nim spojrzenie Giotto typu "jeśli tego nie wypijesz, to cię zgwałcę, potem zrobię to drugi raz, a trzeciego już nie będzie bo odetnę ci głowę i powieszę ją sobie jako ozdóbkę w pokoju. Sam również sobie zrobił jedno martini.

Jellal dość niechętnie przyjął do wiadomości, że będzie musiał z kimś współpracować, a co najgorsze nie z kimś z komitetu. Oczywiście jeżeli to prośba Reborna to jak najbardziej musi się z nią liczyć.
- Niańczyć nikogo nie będę, a jeżeli nie podporządkują się mi to usunę ich swoimi metodami, czyli tak zwana likwidacja.
- Skoro już mam z kimś pracować, to niech to będą odpowiednie osoby. Nie mam zamiaru za nikogo nadstawiać karku, a tym bardziej nie dla pierwszorocznych debili.
Chłopak wypił pół drinka i czekał co do powiedzenia ma reszta.

- Telekineza zdarza się i u normalnych - powiedziała obojętnym tonem, pal licho że jej przesunęła by górę gdyby nadarzyła się owa możliwość, zresztą przy takiej muzyce i tak wszystko drży więc nikogo nie interesuje co dzieje się z porozrzucanymi tu i tam rzeczami. Choć z drugiej strony nawet by się zawiodła gdyby od tak pozwolił jej lewitować sobie butelkę.
Shadow jednak co do jednego miał rację ktoś pchał do ich placówki dosłownie wszystkich "odmieńców" zdarzali się nawet tacy co popisywali się super durnymi glutami z nosa. 
- Na twoje nieszczęście lider musi dawać przykład - stwierdziła z przekornym uśmiechem. Nie obchodził jej pan Glock gdyż już nie raz parowała psychiką ciosy kul.Nie zamierzała też tolerować obijania się u nikogo. Zresztą przeczuwała że ich kochany malutki dyrektorek i tak im na to nie pozwoli i prędzej czy później kogoś wciśnie.
- Możemy ewentualnie zwerbować jakiegoś innego kapitana do prowadzenia misji - zasugerowała. Plan był dobry ale oczywiście szukanie kogoś takiego w szkole jest bardzo trudne - A tak właściwie to czegoś mi tam nalał - spytała patrząc w nadal stojący na balacie kieliszek. Nie zamierzała tego pić była to jedynie czysta ciekawość.

Co do powołania jednego bądź kilku kapitanów, to już nie był sam pomysł. Po prostu to było pewne, że nie dadzą sobie w trójkę rady i zapewne również kilku innych uczniów zostanie uprawnionych do podróży na misje wraz ze swoją drużyną. Spojrzał obojętnie na Alonse, która nie ruszyła przygotowanego przez niego drinka
- To tak zwany Jack Rose. Trochę brandy, soku z cytryny i grenadiny. - widząc wychodzącego Jellala, tylko wypolerował kilka szklanek.
- To już wszystko, jesteście wolni. - dodał, choć tak naprawdę chciał ich chyba wypłoszyć. Zbliżała się godzina 18:00, a o tej godzinie większość ludzi już powoli się schodzi do baru, tak też będzie mieć trochę pracy. Odetchnął głęboko i zaczął robić zamówienia, kompletnie nie zwracając uwagi na wychodzących kumpli. Cóż, praca to praca...